To nie jest przypadek, że słowo “ser” znajduje się w “sercu”. Nasze biją szczególnie ochoczo, gdy nos zwęszy bliskie spotkanie z serem rzemieślniczym. Świetnej jakości, zrobionym z mleka od zadbanych zwierząt, przez ludzi, którzy uwielbiają robić to, co potem można zjeść z wypiekami na twarzy. I jeszcze ten smak! W supermarkecie tego nie dostaniecie.
Nie byłoby serów, gdyby nie owce, kozy i krowy. W miejscach, o których tu przeczytacie, żyje im się dobrze, odwdzięcza nie tylko opieką i pożywieniem, ale też dużą dawką troski i przytuleń. Wielu z opisanych tu Gospodarzy pokochało serowarstwo i w dużej mierze (lub nawet zupełnie) samodzielnie nauczyło się jak to się robi.
Mamy na Slowhopie co najmniej kilkanaście miejsc, w których Gospodarze podadzą Wam sery własnej produkcji. Jeszcze więcej jest tych, w których zjecie sery lokalne - od sąsiadki czy ze wsi obok. Wszystkie znajdziecie tutaj. My pokażemy Wam kilka tych, w których sery powstają od początku do końca - od wydojenia własnej kozy czy krowy, aż do podania palety serów na Wasz stół.
Serdecznie zapraszamy do lektury, a potem na degustacje.
Przed nami jeszcze wiele do przejedzenia, bo podobno na świecie istnieje około 4 tysięcy gatunków sera. Choć każdy produkuje się w trochę inny sposób, podstawowa technika jest taka sama. I o niej właśnie Wam opowiemy. Danuta i Julita z Siedliska Zacisze pokazały nam jak robi się miękki ser kozi. Z samego rana wydoiłyśmy kozę o imieniu Alpejka i zaniosłyśmy mleko do domu. Po śniadaniu i szklance jeszcze ciepłego mleka (sami rozumiecie), zabrałyśmy się za robienie sera. W dużym skrócie wygląda to tak: mleko podgrzewamy, dodajemy bakterie, mieszamy. Dodajemy podpuszczkę, znowu mieszamy. Odstawiamy na 12-18 godzin. Nie ma lekko, trzeba ćwiczyć cierpliwość. Podczas gdy my karmimy owce i głaszczemy kozy, w garnku powstaje skrzep - zaczątek sera. Delikatnie tniemy go nożem, a potem łyżką cedzakową przekładamy do foremek. Zostawiamy na dwa dni do odsączenia. Mówiliśmy, że nie ma lekko. Po tym czasie można go posolić, a później dodać przyprawy. Po dwóch dniach ser jest gotowy do jedzenia. A w naszym przypadku - do sesji zdjęciowej, a potem pałaszowania ze świeżymi warzywami z ogródka dziewczyn. Czy warto było czekać? Po stokroć tak. Czy zachęcamy do domowej produkcji sera? Mało powiedziane - sami już namawiamy rodziców na zakup kóz, krowy albo owiec. Ale na dobry początek polecamy wizytę w jednym z serolubnych miejsc na Slowhopie.
Na początek miejsce prowadzone przez dwie kobiety, które żadnej pracy się nie boją. Danuta i Julita zaczynają dzień od karmienia zwierząt, dojenia kóz, robienia sera i przygotowywania śniadania. W kwestii jedzenia to miejsce jest w dużym stopniu samowystarczalne. Z samego mleka koziego powstają tu nie tylko sery, ale też jogurty, kefiry, drożdżówki, gofry i naleśniki. To dobra wiadomość dla naszych brzuchów. Dlaczego? Dlatego, że mleko kozie jest super lekkostrawne. Ludzki organizm trawi mleko krowie w 2-4 godziny, a kozie nawet w 20 minut! Zachwyty można wyrażać bezpośrednio pod adresem kóz. Tutejsze stadko liczy sobie 14 członków i ma do dyspozycji pół hektara wybiegu i 3 hektary lasu na spacery. Damy Wam tipa: lubią koperek.
Jakie sery?
Kozie: krótko dojrzewające podpuszczkowe, delikatne śmietankowe twarożki, sery solankowe. Oprócz serów pojawiają się też jogurty i kefiry. Kozy dają mleko od kwietnia do listopada, więc jesienią i zimą Julita i Danuta poczęstują Was krowim nabiałem - mleko kupują wtedy od sąsiadki z eko gospodarstwa.
Zdaniem Slowhopa
W domkach znajdziecie sporo ręcznych robótek Danuty i Julity, nie pytajcie kiedy miały czas wydziergać te wszystkie koce i firanki, nie mamy pojęcia. Kosze śniadaniowe pełne serów i nowalijek (rzodkiewka z natką i mini jajeczka skradły nasze serca) serwowane są prosto pod drzwi. Każdy kosz zawiera też napar ze świeżych, sezonowych ziół. Po takiej strawie jelita pracują jak marzenie. Wypada wspomnieć, że przed każdym domkiem znajduje się balia i hamak na wyłączność, ale naszym zdaniem słodkie ślepia wszystkich siedliskowych zwierząt, meki wołające o mleczyk i smyranie biją na łeb każdą balię. Z dzieciakami, jedźcie tam z dzieciakami!
Z wycieczki do Francji może nie zapamiętamy wizyty w muzeum i tego śmiesznego pieska z promenady, ale jedno doświadczenie zostanie z nami na długo. Jedliście kiedyś francuskiego Roqueforta? Wiemy, że to zabrzmi jak wytarty slogan, ale trudno: jedzenie tego sera to podróż. I mamy podwójnie dobrą wiadomość - żeby to przeżyć ani nie trzeba jechać do Francji, ani nawet nie trzeba kochać Roqueforta. Wasze serce mogą zdobyć inne sery produkowane według tradycyjnych francuskich receptur w Polsce, na Warmii. Owczarnia Lefevre to miejsce założone przez Magdę i Stéphane’a Lefevre. Z Paryża przenieśli się do Kiersztanowa, razem z dziećmi, psami, kotami i “dziewczynami”, czyli owcami rasy Lacaune. Ich Owczarnia i produkty zostały szybko docenione przez znawców serów, poszukiwaczy zdrowej żywności, frankofili oraz slowhopowych gości.
Jakie sery?
Wszystkie w 100% z mleka owczego, od owiec hasających po warmińskich łąkach. Zjecie tu świeże twarożki, sery typu Valencay, Roquefort, Saint Marcellin oraz Charolais. Pamiętajcie, że ser jest produktem sezonowym - owce dają mleko wiosną i latem. To oznacza, że sery świeże zjecie tu od maja do września, a sery długo dojrzewające - do wyczerpania zapasów. Spróbujecie ich podczas śniadań i obiadokolacji, a także degustacji na świeżym powietrzu.
Zdaniem Slowhopa
Polecamy wizytę w Owczarni Lefevre wszystkim miłośnikom serów pleśniowych, ale nie tylko. Spać można w dwóch domkach - mniejszym Domku Ogrodnika i większym Domku Wędkarza. Jeśli interesują Was warsztaty serowarskie - dajcie znać Gospodarzom wcześniej.
Rodzinny projekt Gosi, Andrzeja i Eweliny. Najpierw zajęli się renowacją 400-letniego pałacu, potem uprawą warzyw i owoców oraz hodowlą krów. A jak są krowy i świeże mleko to żal nie robić sera. Zresztą szef kuchni - Marek - to prawdziwy spec od serów. W pałacu działa restauracja, w której bazuje się nie tylko na serach, ale też na innych produktach wytwarzanych na miejscu, takich jak przetwory, chleby, oleje, masło i śmietana. W menu szukajcie pozycji: selekcja serów mojęcickich. Śniadania są w cenie noclegu i bez kanapeczki z takim mojęcickim serem to nawet się nie wygłupiajcie, że skończyliście.
Jakie sery?
Z mleka krowiego - mućki mieszkają obok pałacu. Wybór jest duży: twaróg, cammembert, gouda, popielnik (czyli ser dojrzewający z popiołem), krótko dojrzewające sery mojęcickie z dodatkami i długo dojrzewające: alpejski, szwajcarski i włoski.
Zdaniem Slowhopa
Mojęcice znajdują się niecałe 1,5 h drogi (samochodem) z Wrocławia - dobra opcja na weekend poza miastem dla jego mieszkańców. Zwłaszcza dla tych, którzy szukają dobrej kuchni i spokoju. PS Marek prowadzi nawet swój kanał na YouTube, więc jeśli chcecie wiedzieć jak machnąć mozzarellę we własnej kuchni to klikajcie tutaj.
Certyfikowane gospodarstwo ekologiczne. Mekka fanów sera i miejsce, w którym dbanie o zdrowie to bułka z masłem (i serem). Bo widzicie, mleko kozie to prawdziwy super food - zawiera mnóstwo witamin: D, E, B1, B2, B13 oraz kwas foliowy, fosfor, potas, selen i wapń. Kozy natomiast to superbohaterowie w świecie zwierząt - jako jedyne zwierzęta hodowlane skutecznie filtrują metale ciężkie. Możecie się więc spodziewać przede wszystkim dobrego jedzenia, dużego zagęszczenia parzystokopytnych na metr kwadratowy i sąsiedztwa pięknej przyrody Pojezierza Iławskiego, w tym czystych jezior. W Koziej Farmie ręce głaszczą podopiecznych koziego przedszkola, oczy wędrują po łąkach i stawie, a brzuchy trawią robione na miejscu sery, soki, mleko, kefiry, jogurty, dżemy… no tak, tylko brzuchy bywają tu zapracowane.
Jakie sery?
Długo by wymieniać! Podamy kilka przykładów: śmietankowe twarożki, kozia ricotta, ziołowe bundze i twardy ser farmerski typu holenderskiego. W Koziej Farmie odbywają się degustacje, oprowadzania oraz profesjonalne warsztaty serowarskie.
Zdaniem Slowhopa
Proporcja kóz do ludzi zawsze będzie tu na korzyść kóz - na farmie mieszka co najmniej 140 osobników czterokopytnych, a pokoje są tylko dwa, łącznie dla 6 osób. Można więc liczyć na kameralność i brak przeszkadzajek w zwierzaniu się zwierzętom.
Agroturystyka, w której - jeśli tylko będziecie mieć ochotę - możecie i wypocząć, i nauczyć się czegoś nowego, podpatrując codzienne prace Gospodarzy. Chcecie spróbować wydoić kozę? Bardzo proszę. Zobaczyć jak z tego mleka powstaje ser? Wystarczy przejść do kuchni. Degustacja odbywa się rano przy śniadaniu, na którym pojawiają się też jajka od własnych kur, świeży chleb i oczywiście mleko. Po takim starcie dnia można przejść do eksplorowania lokalnych jezior i lasów. Albo zrobić z Gospodarzami świece sojowe, upiec chleb, pogłaskać zwierzaki, nauczyć się robić przetwory. A jak będziecie mieć ochotę na coś kompletnie nowego, zapytajcie Bożenkę o serwatkowe spa. Serwatka to produkt uboczny powstawania sera. Dodajmy: produkt o niezwykłych właściwościach zdrowotnych. Skóra dłoni, stóp i twarzy będzie wdzięczna za nietypowe zabiegi z jej użyciem.
Jakie sery?
Królują tu sery kozie z mleka od własnych kóz. Będziecie mieli okazję spróbować serów podpuszczkowych z różnymi dodatkami, takimi jak czarnuszka czy kozieradka, oraz serka topionego z kurkumą. Specjalnością Siedliska jest twarożek serwowany w formie małych kuleczek z kaparami. Sery są dostępne cały rok.
Zdaniem Slowhopa
Na pytanie: "czy chcesz spróbować napoju bogów?" bez cienia zawahania odpowiadamy: tak. Wbrew pozorom nie chodzi o wino, tylko o coś super hiper zdrowego, co skutecznie gasi pragnienie podczas upałów. Może już się domyślacie, co to.
Reprezentantem wschodu jest w tym zestawieniu Dwór Sanna i Winnica. Jeśli szukaliście powodu żeby odwiedzić Roztocze to już go macie. Tutaj panuje pełen rozmach w kwestii serów i w kwestii jedzenia w ogóle. Obok pałacu mieszkają krowy, owce i kozy, a to oznacza naprawdę duży wybór serów. Poza nimi zjecie tu też świeże masło i jogurty, produkty z dworskiej wędzarni, świeże pstrągi z własnego stawu, warzywa i owoce prosto z ogrodu oraz robione na miejscu konfitury. Popijecie winem Solaris albo Seyval Blanc. No raj dla foodies! Powiemy jeszcze tylko, że na Roztoczu liczba dni słonecznych jest najwyższa w całym kraju i że w okolicy jest mnóstwo tras rowerowych i spacerowych, z jeziorami, rezerwatami przyrody i wąwozami po drodze. Trudno znaleźć powód żeby nie jechać.
Jakie sery?
Dojrzewające, typu gouda, cheddar, a także ser dojrzewający z pleśnią, świeży w popiele, ser kwasowo-podpuszczkowy w ziołach oraz twaróg. Sery są dostępne przez cały rok. Na miejscu możecie zwiedzić winnicę, serowarnię oraz farmę. W trakcie 3-godzinnego spaceru odbywa się także degustacja wina i serów.
Zdaniem Slowhopa
Robi nam się ciepło na sercu jak pomyślimy o pysznych serach popijanych ekologicznie wytwarzanym winem. I jeszcze info dla hedonistów: jest sauna fińska i balia z gorącą wodą.
A teraz coś miłego i ciepłego jak domowe kapcie. Agroturystyka Chrosiówka i Chata Chrosiówka to dwa sąsiadujące ze sobą miejsca, prowadzone przez Asię zwaną Chrosią i Wojtka zwanego Wojtkiem. W egzotycznie brzmiących Zełwągach, na Mazurach, prowadzą agroturystykę z pokojami. Niedaleko niej (ale nie okno w okno, nie obawiajcie - nikt tu nie ma zamiłowania do pato deweloperki) stoi Chata do wynajęcia na wyłączność. W obu tych miejscach będziecie mieć szansę spróbować bardzo kameralnie wytwarzanych dóbr spod rąk Chrosi i Wojtka. Zaczęli od robienia serów podpuszczkowych i weszli w to jak w masło. Masła co prawda jeszcze nie robią, ale sery, chleb na zakwasie, ocet jabłkowy i piwo mają ogarnięte na 5+. Nie wierzcie nam na słowo, poczytajcie opinie.
Jakie sery?
Ze świeżego mleka od krów sąsiadów. Krowy przez 3/4 roku pasą się na zewnątrz, więc mleko jest przepychota - wiadomo. Zjecie tu sery typu korycińskiego (podpuszczkowe krótko dojrzewające) z kozieradką, czarnuszką, z suszonymi pomidorami lub bez dodatków - dostępne cały rok. Wiosną, przy odrobinie szczęścia, spróbujecie też goudy lub cheddara.
Zdaniem Slowhopa
Chyba najlepszą rekomendacją jest to, że jak poprosiliśmy Asię o zdjęcia serów odpisała: słuchaj, wszystkie się sprzedały, został tylko jeden.
Czas na Mazowsze. Mamy tutaj mały domek stojący nieopodal gospodarstwa Ani i Andrzeja. Jeśli zwyczajnie marzy Wam się weekend spędzony z partnerem czy przyjaciółką gdzieś z dala od tłumów i hałasu, dobre jedzenie, widok na las, łąki i - okazjonalnie - kozy, to przybywajcie. Można też zabrać namiot, ze dwie osoby więcej i zorganizować sobie przyjemnego grilla pośród pól, z kozim oscypkiem w roli głównej. Uwaga: Makówka ma duży potencjał na odpoczynek offline - goście piszą, że oko samo odrywa się od telefonu i przenosi na kozy, a rano zamiast gapić się w ekran wypatruje się łosia. Kwestia wyżywienia wygląda tak: od wiosny do jesieni można korzystać z warzywnika i zielnika oraz kupić od Ani i Andrzeja wytwarzane przez nich sery, mleko, jogurt i jajka od ich kur. Pełen wypas, dla ludzi, i dla zwierząt.
Jakie sery?
Najzdrowsze z możliwych, czyli kozie. A konkretnie można tu spróbować sera zagrodowego w typie fety, kozich oscypków, twarożku, kulek w oleju z pestek winogron oraz serów z dodatkami (kozieradką, żurawiną, czosnkiem, chilli czy z suszonymi pomidorami). Serów spodziewajcie się od kwietnia do października.
Zdaniem Slowhopa
To miejsce to odpowiedź na pytanie warszawiaków i łodzian "a czy trzeba jechać gdzieś daleko na te sery?". Nie trzeba. Z Warszawy do Makówki jest 1,5 h drogi autem, a z Łodzi - 2h z minutami. W dodatku możecie przyjechać pociągiem (stacja Dobieszyn) i dać wcześniej znać Ani - odbierze Was z dworca.