W życiu każdego wczasowicza przychodzi taki moment: wszystkie bąki zbite, pierwsza nagroda w konkursie nicnierobienia – „złoty odcisk leżaka na półdupku” – zdobyta. Jeśli tego właśnie potrzebujecie na wakacjach, bierzcie i nie róbcie nic, wszyscy. Ale jeśli należycie do teamu „jestem gotowy na nowe wyzwania” albo do teamu „urlop jest za krótki, żeby robić nic”, to mamy dla Was coś ekstra. Skillcations – nowy trend w podróżowaniu, który w skrócie polega na wczasowaniu i jednoczesnym zdobywaniu nowych umiejętności. To mogą być drobne skille (obsługa kosiarki) albo całkiem poważne kompetencje (żeglowanie). Chodzi o to, by dawać sobie szansę na poznanie, odkrywanie nowych zajawek i zbieranie doświadczeń. Wiosna to super czas, żeby wypełznąć spod zimowej kołdry, przerwać błędne koło zombie scrollingu i nadrobić miesiące hibernacji.
Bo jak to babcia mawiała: „W domu to ludzie umierają”.
A gdyby tak przywieźć z wakacji coś więcej niż tylko dodatkowe kilogramy? Pod czujnym okiem Wojtka nie tylko nauczycie się konkretnych umiejętności, ale i przywieziecie z wakacji własnoręcznie wykonaną pamiątkę. Win-win?
Tu jest tak: prawie hektar przestrzeni tuż nad mazurskim jeziorem Inulec, dwa domy i Gospodarze – Asia i Wojtek, którzy chętnie podzielą się tym, co sami kochają robić. Ale do rzeczy. Wojtek to lokalny knifemaker i pomoże Wam wyczarować własny nóż albo jakieś jego elementy (np. rękojeść albo pochewkę). W swojej malutkiej pracowni warsztatowej tworzy noże ze stali narzędziowych i węglowych, których przygotowanie do hartowania nie wymaga pieca. Za drobną opłatą (koszt materiałów) Wojtek weźmie Was pod skrzydła, pokaże swój warsztat i nauczy strugać piękne, niepowtarzalne noże. Ale to nie koniec jego talentów. Wojtek jest także instruktorem strzelectwa sportowego z uprawnieniami sędziowskimi i z chęcią zabierze Was na strzelnicę i pokaże, jak trafiać do celu.
Skille Wojtka omówione, to przejdźmy do Asi. Asia lubi matmę i ma na to dyplomy. Jeśli macie na pokładzie przyszłego maturzystę, matematycznego frika albo wprost przeciwnie — alergika, zagadajcie do Gospodyni. Asia chętnie podzieli się swoją matematyczną wiedzą i zajawką.
Teraz coś, co tygryski lubią najbardziej – smyranko. Nie ufamy ludziom, którzy stronią od masaży. A gdyby tak podejść do tematu na poważnie? Beata, na co dzień Gospodyni siedliska Anahata, jest z wykształcenia fizjoterapeutką i instruktorką masażu. Od 15 lat zgłębia różne techniki, masuje i chętnie dzieli się swoją wiedzą z zainteresowanymi.
Rzecz się dzieje na Suwalszczyźnie, rzut kapciem od jeziora Aszarin. Anahata to, według tradycji hinduskiej, czakra sympatii, miłości i pozytywnych emocji, związana z energiami leczniczymi. Przypadek? Nic z tych rzeczy. Beata wie, jak zbawienny wpływ na nasze ciało ma dotyk. Masaż nad jeziorem? Proszę bardzo. Lekcje w plenerze? Nic trudnego. Beata prowadzi warsztaty z automasażu głowy, masażu balijskiego, lomi-lomi, gorącymi kamieniami, stemplami ziołowymi i refleksologii stóp.
Naszym zdaniem to świetna opcja dla par, chcących podszkolić technikę, albo grupki koleżanek, które mają ochotę na SPA, ale bez zadęcia i koniecznie takie, gdzie głośny śmiech nie wywoła cmoknięć zgorszenia. Na zielonym terenie siedliska znajdują się dwa osobne domy, letni basen z podgrzewaną wodą, a także sauna, jacuzzi i balia. Będzie okazja łyknąć słońca nad basenem, wybomblować się w balii i jednocześnie nadrobić zaległe seriale (beczka z opcją kina letniego, nie inaczej), a przy okazji nauczyć się czegoś nowego i przyjemnego.
A tu historia o pasji od pokoleń. Witamy w Perłach, na samiuśkim skraju Mazur, gdzie nie dotarły tajskie lody i tatuaże z henny.
Miłość do żeglarstwa zaszczepił w Robercie (Gospodarzu Pereł) jego dziadek – niegdyś nawigator na legendarnych żaglowcach. Wychowany na opowieściach o dalekich rejsach, postanowił wyruszyć jego śladami i dziś jest certyfikowanym instruktorem-egzaminatorem, z ponad 30-letnim doświadczeniem w nauce żeglarstwa sportowego i rekreacyjnego. Spod jego ręki wyszli przyszli mistrzowie świata, a w wielu innych zasiał miłość i bakcyla do żeglugi i Was też może wziąć na przeszkolenie.
Jako Goście Pereł macie pierwszeństwo w kolejce po naukę. Dorośli szkolą się na jachcie Mak 747, a na najmłodszych czekają urocze optymistki, przez Gospodarzy pieszczotliwie nazywane „mydelniczkami”. By przygotować się do zdobycia patentu żeglarskiego, potrzebujecie tydzień, ale szkolenie można rozciągnąć w czasie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Na miłośników większych prędkości czekają motorówki – czyli jachty z silnikami 70 km. Szkolenie na sternika motorowego jest krótsze, tu wystarczą trzy dni albo pełny weekend.
Co jeszcze warto robić w Perłach? Najlepiej robić nic. Zwiedzić okoliczne jeziora, skosztować sielskiego życia, uprawiać bose spacery po ogrodzie i chłonąć spokój tej części Mazur. Po spotkania z dziką przyrodą udajcie się do rezerwatu przyrody Jezioro Siedmiu Wysp. Czeka tam cała masa niezwykłych gatunków ptaków, raki błotne, żółwie, a nawet wolno żyjące koniki polskie. Chełmoński by tego lepiej nie namalował.
Wiesz, że Polacy wyrzucają 184 bochenki chleba na sekundę? Chleb z dyskontu to taki fast food w świecie pieczywa — w smaku podobny zupełnie do niczego, do tego ekspresowo rozwijają się na nim nowe formy życia. A gdyby tak spróbować zostać piekarzem? Jeśli świeży chlebek to gość honorowy Waszego śniadania, ale zostawianie wypłaty w piekarni już niekoniecznie, przyjrzyjcie się sztuce piekarzenia w miejscach, które słyną z wypieku pieczywa i wyszkoliły już całą akademię zjadaczy bochenków. Oto nasza topka miejsc na wakacje połączone z nauką pieczenia. Niech żyje gluten!
Jak na naukę chleba w Beskidzie Niskiem, to do Ropek i Starej Farmy. Podczas 4-5-godzinnych warsztatów Magda zdradzi Wam tajniki pieczenia, podzieli się przepisem i zakwasem, a o poranku wasz własnoręcznie wypieczony chlebek wyląduje na stole w pięknym beskidzkim anturażu. Fot. 4-5.
Bliżej Wam na Warmię? Spokojnie, tam też mamy swojego człowieka od glutenu. Zapiszcie sobie: Kotowo 5. W sezonie wystarczy zajrzeć do kuchni Pauliny, tamtejszej Gospodyni, i przyjrzeć się, „jak to jest zrobione”. Bez umawiania wizytacji i bez opłat. Poza sezonem warsztaty chlebkowe są płatne i odbywają się w weekendy. Fot. 1-3.
Jak Dolny Śląsk, to Artystyka! Całorocznie odbywają się tam warsztaty z pieczenia chleba na starym łemkowskim zakwasie, o imieniu Stefan. Krysia mówi tak: „To taka godzinka z hakiem spędzona na rozkminianiu, czym jest eko chleb, co powinno się w nim znaleźć w środku (a co nie) + praktyka w fartuszku i z mąką u boku. Piec mogą dorośli, ale też całe rodziny. Umówić się na spotkanie ze mną i „Stefanem” można najlepiej przed przyjazdem".
Praca w glinie jest jak mantra. Wycisza, łagodzi stres, daje poczucie sprawczości i uczy akceptacji dla niedoskonałości. Żadna kawa nie smakuje tak dobrze, jak ta wypita z własnoręcznie ulepionego kubka. Zawsze chcieliście spróbować, ale Netflix był bliżej? Może macie ochotę trochę się pobrudzić i zobaczyć, czy pokochacie lepienie? Znamy kilka miejsc na urlopowanie, w których możesz złapać ceramicznego bakcyla.
Wiadomo, że jak Izery, to Pole Ryżowe i mały domek pośrodku niczego. Wystarczy krok za próg i już wiadomo, że Gospodyni to niezła artystka. Wnętrze domu jest wypełnione unikalnymi kubkami, ceramicznymi abażurami i rzeźbami. Jeśli „odpoczynek twórczy”, to właśnie tu. Aldona, Gospodyni Pola Ryżowego, to zapalona ceramiczka. Wystarczy słowo, a chętnie zaprosi Was do „chatki gliniarza”. Podczas indywidualnych warsztatów, dostępnych wyłącznie dla Gości, poznacie podstawy pracy z gliną, stworzycie własne dzieło sztuki i poszkliwicie gotowy już element biskwitowy. Finalnym wypaleniem i szkliwieniem Waszej pracy zajmie się Aldona, potem siup do paczki i wszystko leci do Was. Bonusy? Widok za oknem i czekające w zanadrzu sauna sucha i balia. Fot. 1-3
A w lubuskim można lepić w pałacu! W Pałacu Chichy nie brakuje pomysłów na spędzanie czasu. Neoklasycystyczny pałac z XVIII wieku skrywa 5 apartamentów, pyszną polsko-włoską kuchnię, a nawet własną pracownię ceramiczną. Gospodarze chętnie wezmą Was pod swoje skrzydła, jeśli zamarzy Wam się ulepić to czy owo. W uczeniu mają wprawę, bo prowadzą grupowe warsztaty dla Gości w każdym wieku, ale też indywidualne zajęcia dla twórczych solistów. Fot. 4-5
Pamiętasz, jak babcia brała się za deser po obiedzie, a za kanapki zaraz po deserze? Tu jest podobnie. Witajcie w Latosowej bajce. Na głębokiej wsi, gdzieś między Mazowszem a Podlasiem, Bartek z Kasią prowadzą gospodarstwo, w którym odpoczynek kręci się wokół jedzenia. Wiemy, sprawdziliśmy to na własne brzuchy. Je się tu wszystko, co wydaje się niejadalne. Dania z darów łąki i ogrodu trafiają prosto w serca gastroturystów i fanów kuchni eksperymentalnej. Próbowaliście kiedyś młodych pędów chmielu w maśle i domowej bułce tartej albo sałatki chwaścianej z dressingiem? No właśnie. Gospodarze mają atlas chwastów w małym palcu i chętnie podszkolą Was z ich znajomości, a potem jeszcze pokażą, jak to wszystko zamienić w posiłek. Kasia pisze tak: „Warsztaty mogą odbywać się tylko w czasie początkowej wegetacji, czyli na przednówku, kiedy nowalijki zaczynają wyłazić z ziemi, aż do czasu, kiedy są jeszcze jędrne i młode”. Najlepsza pora na chwaściarską przygodę trwa od końca marca do połowy czerwca. Koszt to 90 zł/os. (ok. 3 h) i odbywają się dla min. 4 osób.
Poza sezonem na nowalijki w Latosowie możecie rozwijać skille, takie jak łażenie na szczudłach albo praca w drewnie. Goście mogą stworzyć własne dzieło sztuki użytkowej (np. deskę albo miskę) podczas warsztatów z byledesek. Wybieracie drewno, kształt, a potem wycinacie, obrabiacie, szlifujecie i konserwujecie. Koszt uzależniony jest od czasu pracy (120 zł/h). W trzy się uwiniecie, chyba że Was mocno wessie.
A oto ekoturystyka z krwi i kości, zdobywcy złotej marchewki w naszej eko certyfikacji, ludzie, którzy regularnie zaskakują nas swoimi pomysłami na życie w zgodzie z przyrodą. Jesteśmy na Dolnym Śląsku, w Górach Bystrzyckich, gdzie od 19 lat Krysia i Kajetan prowadzą gościnną ekoturystykę na skraju lasu. Oboje są artystami z wykształcenia i uzdolnionymi bestiami z doświadczenia. On szefuje w kuchni, ona dba o to, byście mieli na czym zjeść. On buduje, instaluje, ona dzieli się swoją wiedzą z zakresu projektowania ceramiki, tworzenia ekologicznych kosmetyków, zbierania ziół i pieczenia chleba. I te ekologiczne kosmetyki – niekwestionowany konik Krysi, bo od 13 lat tworzy własne receptury i dzieli się wiedzą z chętnymi. Zastanawialiście się kiedyś, co pływa w waszym ulubionym balsamie? Co oznaczają te wszystkie symbole na opakowaniach? Krysia Wam powie. Podczas warsztatów z tworzenia ekologicznych kosmetyków nie tylko zdobędziecie wiedzę teoretyczną, ale też stworzycie własne mikstury na podstawie darów matki natury, w myśl zasady „nie smaruj się tym, czego nie możesz zjeść”. Wersja full wypas to 5 dni wiedzy i relaksu, ale jeśli nie macie czasu albo termin Wam nie leży, zbierzcie mniejszą ekipę i zagadajcie do Krysi, na pewno coś wymyśli. Pełny rozkład warsztatów na 2025 rok dostępny jest tutaj. Nocleg zarezerwujcie przez Slowhop.
Pro tip: pobyt w Artystyce to super okazja, żeby łyknąć wiedzy nt. ekologicznego stylu życia, uprawy ogrodu permakulturowego czy podziemnej szklarni walipini. Nie ominie Was też pyszna kuchnia mistrza Kajetana i zachwyt nad wolno latającymi kaczkami – biegusami.