Jak być eko, podróżując budżetowo

Czy pod koniec pieniędzy znowu brakuje Wam miesiąca, a przed Wami jeszcze planowany wyjazd? Właśnie na takie okazje przypominamy tu kilka trików zawodowych globtroterów, które mogą pomóc Wam wziąć koszty podróży na klatę, a przy okazji zmniejszą jej negatywny wpływ na środowisko.

  1. Nie przekarmiajmy walizek i szaf

Zamiast kupować kapelusz plażowy albo sukienkę idealną wyłącznie na morską promenadę, uśmiechnijcie się do znajomych i pożyczcie brakujące rzeczy. Dotyczy to zwłaszcza akcesoriów, których na naszej szerokości geograficznej używa się średnio raz w roku, np. pareo czy koronkowej narzutki na bikini. Jeśli pożyczenie nie wchodzi w grę, rozważcie zakup rzeczy używanych na portalach internetowych, specjalnych grupach w mediach społecznościowych lub w butikach cyrkularnych. Dzięki temu oszczędzicie trochę kasy jeszcze przed wyjściem z domu i nie będzie trzeba prosić sąsiadów o pomoc w dopychaniu walizki. 

Co możemy zrobić?

  • Zamiast wysypywać ze skarbonki 1,5 kafla na podwodną kamerę sportową, kupcie dobry smakołyk i puśćcie oczko do kumpla – może wspaniałomyślnie zgodzi się na leasing na czas wyjazdu. 
  • Być może skleroza nie boli, ale bywa, że podgryza portfel. Dlatego dobrym nawykiem jest uważne pakowanie – najlepiej z listą. W końcu trochę szkoda wydawać kasy na trzecią kurtkę przeciwdeszczową albo rodzinne opakowanie patyczków do uszu. Odradzamy zakup mini kosmetyków, ponieważ to produkcja dodatkowych odpadów, którą bez specjalnego poświęcenia można wykluczyć. Lepiej przelejcie własne kosmetyki do posiadanych mini pojemników (jeśli akurat potrzebujecie mniejszej pojemności) lub skorzystajcie z tych, które mają skład bardziej przyjazny naturze, a opakowania są łatwiej przetwarzalne, np. te z kolekcji podróżnej Czterech Szpaków.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • ograniczając konsumpcję i kupowanie nowych rzeczy, których i tak używalibyśmy tylko okazjonalnie, wspieramy gospodarkę cyrkularną i zmniejszamy marnowanie zasobów.
  1. Wybierzmy swoje TOP 3 atrakcji i zabezpieczmy odpowiednią kwotę

Dla niektórych banał, dla innych lifehack niczym kod na pieniądze w starej wersji Simsów. To działanie nie obcina zer w wydatkach, ale pomoże tak je zorganizować, że spełnicie swoje główne wyjazdowe plany.

Zaczynamy tak: zdobądźcie podstawowe informacje o miejscu, do którego jedziecie i wybierzcie swoje absolutne TOP 3 produktów lub doświadczeń, bez których postanowiliście nie wracać do domu. Określcie zarówno swój budżet na przyjemności (przynajmniej w przybliżeniu), jak i koszt tych poszczególnych atrakcji. Cyfryzacja usług turystycznych i zamieszczanie ofert cenowych w sieci spokojnie umożliwi Wam zorientowanie się w temacie. Polecamy posiłkować się zarówno blogami podróżniczymi oraz porównywarkami kosztów życia, np. taką lub taką. Zaplanowanie wysokości nienaruszalnej kwoty zabezpieczy Wasze prywatne MUST DO i pozwoli dokonywać bardziej świadomych ekonomicznie wyborów np. w kwestii wypasionego posiłku lub epickiego przeżycia. 

Co możemy zrobić?

Przykład: jedziemy do Japonii. Budżet na przyjemności: 2000 zł/os. Wasze TOP 3: 

  1. Kupić Japan Rail Pass i przejechać się Shinkansenem na Hokkaido (przepustka 7-dniowa opłaci się na cały pobyt) – 1066 zł.
  2. Spędzić noc w tradycyjnym japońskim ryokanie, spać na tatami i wymoczyć kopytka w onsenie – ok. 150 zł.
  3. Wciągnąć sushi w tradycyjnej restauracji oraz zalać rybkę podgrzewaną sake – ok. 180 zł.

Tym sposobem wiecie, że absolutne minimum do zamrożenia to ok. 1400 zł, zaś z reszty budżetu wykrojonego na rozrywkę zostaje Wam jeszcze 600 zł. Dzięki temu nie przepuścicie przypadkiem kasy na jakiś gadżet albo jedzenie na mieście, a może nawet starczy Wam na nadprogramową rozrywkę. Oprócz tego, wstępne rozeznanie w kosztach poszczególnych atrakcji pozwoli Wam uniknąć nacięcia się na wyższe ceny w typowo turystycznych punktach.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • możemy postawić na jakość i nie rezygnować np. z noclegu w tradycyjnej japońskiej gospodzie (ryokan), przy okazji wspierając ekonomicznie miejscowych,
  • robiąc choćby pobieżne rozpoznanie, zorientujemy się lepiej w wakacyjnej destynacji, co może ułatwić zrozumienie etosu odwiedzanej społeczności i pozytywnie wpłynie na relacje z napotykanymi autochtonami.
  1. Celujmy w lokalne miejscówki

Odpuśćcie chodzenie wyłącznie do knajpek polecanych przez jakąś instagramową wyrocznię spożywczą. Poszukajcie za to miejscówek, w których stołują się także (lub głównie) lokalsi. Możecie podpytać sprzedawcę biletów lub panią w sklepie, a możecie też sami taką znaleźć, jeśli zboczycie na chwilę z głównej turystycznej arterii. Bez obaw: jedzenie w niepozornie wyglądającym miejscu wcale nie musi oznaczać doświadczenia kulinarnego z serii „miarowe żucie dywanu”. Wręcz przeciwnie – może nawet znajdziecie w końcu swoje umami.

To samo dotyczy noclegu. Wybieranie małych, lokalnych agro lub apartamentów prowadzonych przez miejscowych nie tylko wzmacnia ich ekonomiczne, ale dla Was może stanowić poważną oszczędność, bo takie mniej znane miejsca mają zwykle o wiele bardziej przystępne ceny. 

Co możemy zrobić?

  • Weźmy wcześniej przywołany przykład Japonii: w Hakone można znaleźć nocleg na tradycyjnym futonie dla jednej osoby za ok. 130 zł (mniej więcej o jedno zero mniej niż w Tokio, a skoro już mamy Japan Rail Pass na tydzień, można szaleć z dojazdami). Doświadczenie świetne, a cena bardziej przyjazna. Takie perełki można wyszukać w wielu miejscach. U nas znajdziesz podobne okazje np. w tym lub tym zestawieniu.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • wybierając mniejsze biznesy: nocleg, posiłki czy zakupy u drobnych przedsiębiorców, wzmacniamy ich ekonomicznie i wspieramy dalszy rozwój podobnych miejsc.
  1. Odczarujmy kranówkę

Możecie nam nie wierzyć, ale kranówka w wielu miejscach jest nie tylko zdatna do picia, ale czasem smakuje lepiej niż woda z plastikowej butelki. I nawet jeśli część z Was z przymrużeniem oka patrzy na ochronę środowiska, to może zainteresuje Was ekonomiczna strona tej propozycji. 

Nie od dziś wiadomo, że woda butelkowana w porównaniu do filtrowanej całkiem nieźle wypłukuje oszczędności (patrz zakładka „woda butelkowana vs. z filtra”). Może w skali tygodniowego wyjazdu za oszczędności na tym polu nie postawicie wszystkim w knajpie kolejki najlepszego szampana, ale w końcu „grosz do grosza”, a nuż dołożycie zaoszczędzoną w ten sposób kwotę do jakiejś przyjemności. To samo dotyczy noszenia ze sobą podręcznego pojemnika na żywność. Spakujecie do niego np. niedojedzoną pizzę, która może być późniejszą przekąską (kilka złotówek w kieszeni, a jedzenie nie trafi do kosza).

Co możemy zrobić?

  • Przed wyjazdem sprawdźcie, czy odwiedzane miasta nie oferują punktów uzupełniania wody pitnej (np. w Wiedniu), a tak czy inaczej spakujcie swoją butelkę na wodę, podręczny pojemnik na jedzenie ze sztućcami i torbę bawełnianą. Na rynku dostępne są takie egzemplarze, które po złożeniu zmieszczą się nawet w plecaku dla lalek.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • nie wzmacniamy statystyk odpadowych  po wodzie i jedzeniu (butelki, plastikowe sztućce, styropianowe opakowanie),
  • ograniczamy marnowanie jedzenia dzięki zabieraniu ze sobą niedojedzonego posiłku.
  1. Komunikacja zbiorowa 

Tu mamy podwójną propozycję. Po pierwsze: rozluźnijcie się już w momencie startu i rozważcie dojazd transportem publicznym, np. koleją. Może w końcu nadrobicie już dawno obiecane dzieciom rozgrywki planszówkowe, albo zafundujecie sobie kilka godzin z długo wytęsknioną lekturą. Bez nerwowego zerkania w nawigację i sprawdzania, czy przypadkiem ktoś nie próbuje niekoleżeńsko wcisnąć się na pas.

Po drugie: rozważcie to samo na miejscu. Komunikacja niskoemisyjna w stylu mieszanym, czyli transport publiczny oraz rower, hulajnoga lub chadzanie o własnych siłach może okazać się niezłym pomysłem. Oprócz tego, że nieco oszczędzicie, to często jadąc np. podmiejskim busem zbierzecie wiele tematów na wakacyjne anegdoty. Nawet jeśli wypożyczenie auta pozornie wydaje się opłacalne, to po dodaniu kosztów benzyny, biletów parkingowych oraz czasu spędzonego znowu na siedząco i w zamknięciu (albo w korkach) może okazać się, że to nie tylko nadprogramowy wydatek, ale dokładnie to, przed czym chcieliście uciec w czasie wakacji.

Co możemy zrobić?

Warto pobawić się w łowcę promocji i sprawdzić aktualną ofertę miejscowych przewoźników. 

  • Przykładowo, w PKP oprócz zniżek ustawowych funkcjonuje kilka ofert specjalnych lub weekendowych. Co więcej, niektóre połączenia zagraniczne, np. do Pragi, Wiednia czy Berlina, można upolować bardzo korzystnie (np. nam udało się w połowie maja złapać bilet na trasie Wrocław–Wiedeń za niecałe 100 zł!). 
  • To samo dotyczy wielu europejskich ofert transportu zbiorowego. Często do kart miejskich dołączane są zniżki lub darmowe wejścia do popularnych atrakcji, więc jeśli macie je na liście, warto przeliczyć, czy nie opłaca Wam się zakup całego biletu. W wielu destynacjach, np. na Majorce, podróżowanie w grupie często oznacza też atrakcyjną zniżkę.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • korzystając z komunikacji zbiorowej lub przynajmniej częściowo ograniczając poruszanie się autem, znacząco ograniczamy emisję śladu węglowego z transportu (spójrzcie np. na wyniki tych badań).
  1. Kultura – także w outdoorze

Uliczny iluzjonista, połykacz ognia, połykacz połykaczy ognia… Jeśli tegoroczny budżet nie pozwoli Wam skorzystać z interesujących Was ofert kulturalnych w „tradycyjnym wydaniu”, rozważcie tzw. street performance. Czasy smutnego Pana szarpiącego struny gitary bez przekonania na szczęście należą już do rzadkości, bo w wielu miastach sztuka uliczna obejmuje wspaniały pokaz najróżniejszych talentów (np. w Berlinie to porządnie zorganizowana grupa). Wspieranie artystów to zwykle mniejszy wydatek niż bilet wstępu do niejednej atrakcji, a  wielu z nich podaje na tabliczce nazwę swojego konta w mediach społecznościowych, więc możecie również podarować im lepsze zasięgi, szerując ich twórczość wśród znajomych. 

Co możemy zrobić?

  • Wiele miast oferuje wybrane atrakcje za darmo w określone dni lub godziny albo np. przy okazji zakupu karty miejskiej. Bywa, że jeden bilet obejmuje wejście do kilku obiektów. A jeśli szukacie nietypowej rozrywki, w naszych stories znajdziecie gotowy, starannie skomponowany zestaw wydarzeń slow w Polsce.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • wsparcie lokalnych artystów, choćby w wirtualnej promocji, to zawsze mile widziany gest dla miejscowej kultury.
  1. Czas na thrifting

Jeśli tniecie wydatki, wcale nie musicie szukać stoiska z najtańszymi magnesami w mieście. Słyszeliście o thriftingu? Od jakiegoś czasu to modne hasło na coś, co znane jest od lat – szukanie perełek w rzeczach używanych (choć sam thrifting nawiązuje do kupowania w tzw. charity shops – sklepach, w których część dochodów przeznacza się na cele charytatywne). 

I niech Was nie zmyli wspomnienie dawnych polskich lumpeksów czy niektórych rupieciarni, gdzie strategia organizacji towaru przypomina mniej więcej tę na wysypisku śmieci, a same dobra nie odbiegają wizualnie od tych, które widujemy w kontenerach. Na szczęście to już raczej przeszłość. Klasyczne thrift stores są często przyjemnie uporządkowane i oferują takie cuda jak np. intarsjowany drewniany stolik, który wymaga niewielkiej renowacji, a bardzo głaszcze nasze poczucie estetyki. 

Co możemy zrobić?

  • Oczywiście nikt nie będzie wracał z wakacji z antyczną szafą trzydrzwiową (no chyba że chcecie!), ale jeśli planujecie kupić jakąś pamiątkę, spokojnie możecie wypatrzeć urokliwy drobiazg w tego typu miejscach. I teraz petarda: ceny są zwykle ultra okazyjne, nawet dla budżetowych podróżników. Jak tam trafić? Zerknijcie na nasze wskazówki w tym artykule, w punkcie 8.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • kupując rzeczy używane, utrzymujemy je dłużej w obiegu (a więc wspieramy gospodarkę cyrkularną) i oszczędzamy zasoby przyrodnicze.
  1. A może wolontariat?

Jeśli w podróżach cenicie przede wszystkim przeżycia naładowane emocjonalnym ładunkiem, a do tego chcielibyście nabić sobie bonusowe punkty w przydziale dobrej karmy, rozważcie wyjazd turystyczny połączony z wolontariatem. Jeśli nie straszny Wam kontakt z materią i pocenie się na wakacjach, oprócz wsparcia wartościowej idei możecie nie tylko przyciąć koszty pobytu (praca za tzw. wikt i opierunek), ale będziecie też mieli okazję do mniej spiesznego i bardziej intymnego poznania odwiedzanego miejsca i codzienności lokalsów – bez „makijażu” i filtrów na Insta.

Temat wolontariatu jest złożony i niekiedy bywa dyskusyjny, choćby w określeniu granicy między wolonturystyką – czasem ocierającą się o charakter rozrywkowy, a tzw. wolontariatem z powołania. Nie będziemy tu rozwijać debaty uniwersyteckiej nad wyższością moralną wybranej opcji, ale zaproponujemy Wam, żeby w rozważanych ofertach zwracać uwagę na celowość udzielanej pomocy (czy potencjalna grupa beneficjentów wolontariatu, np. mieszkańcy danej wsi, faktycznie skorzysta z udzielanej pomocy oraz w jaki konkretnie sposób). 

Co możemy zrobić?

  • Istnieje wiele wolontariatów zorganizowanych lub takich, które można znaleźć u niewielkich, pojedynczych Gospodarzy, np. na forach internetowych lub przez serwisy typu Fairbnb, Wwoof czy Kind Traveler. My z własnego doświadczenia polecamy tę ostatnią opcję, bo często bywa, że bezpośredni kontakt i niewielka grupa zwiększają poczucie celu i usprawniają praktyczne działanie.

Pierwiastek dobrego wpływu: 

  • działalność społeczna jest zawsze przydatna, a współpraca (często z osobami o odmiennej narodowości) pozwala na kształtowanie większej otwartości oraz uczy tolerancji. Do tego +10 do atrakcyjności resume, no i trening języka oraz nawiązywanie ciekawych przyjaźni.

Wspólny mianownik dla ekonomii i ekologii

Choć kierowanie się powyższymi wskazówkami w dużym stopniu może wynikać z ograniczonych możliwości ekonomicznych (bo wiadomo, że jeśli budżet jest napięty, to naturalnie wybierzemy np. przejazd tramwajem zamiast taksówką), to staraliśmy się pokazać Wam taką perspektywę, która być może skłoni Was w przyszłości do wyborów bardziej przyjaznych otoczeniu. Liczymy, że wskazując takie konkretne przykłady, łatwiej będzie Wam samodzielnie znajdować wspólny mianownik dla ekonomii i ekologii w planowaniu wakacji. 

Stawiając kropkę w tym artykule, chcielibyśmy nadać jej postać zasłyszanego niedawno hasła: przeżywaj, zamiast kupować. Argument za? Doświadczenia, zwłaszcza te współdzielone z innymi, przynoszą więcej długotrwałej satysfakcji, a do tego nierzadko mniej drenują i saldo bankowe, i zasoby naszej planety.