No i kto powiedział, że jedyny fajny wyjazd all inclusive to tylko w hotelu wielkości małego powiatu, z fikuśnie wycinanymi owocami i kelnerem częstującym gorącymi ręcznikami na wejściu?
Widzieliśmy, że nasze ostatnie letnie zestawienie wiejskiego all inclusive przypadło Wam do serducha, więc robimy sequel i zapraszamy ponownie na wiejskie pakiety wakacyjne w Polsce – tyle że w wydaniu jesiennym. Czyli z kolorowymi pejzażami, brakiem tłumów i pozasezonowymi cenami. Zaglądajcie.
PS Giga bonus na start: wszystkie miejsca mają pełne wyżywienie w cenie!
All inclusive po nadbużańsku? Proszę bardzo: w tym staropolskim domu gościnnym zamiast opasek na rękę dostajecie starą dobrą polską gościnę, której niczego nie brakuje. Śniadanie i obiadokolacja z deserem jest już w cenie, tak jak i całodzienny serwis kawowy, a do tego pełen pakiet rekreacyjny: rowery, kije do nordic walking, bule, badminton, łuki sportowe, trampolina, boisko do siatkówki, rzutki i basen zewnętrzny dostępny latem. Brzmi obiecująco? To pakujcie dzieciaki (mają swój plac zabaw), zwierzynę (tu można nawet z kotem) i przyjeżdżajcie cieszyć się mentalnym trybem samolotowym.
Oto agroturystyka w starej szkole, w której obecnie pobiera się naukę… odpoczynku. Na dobry początek: pełne wyżywienie, czyli śniadania i obiadokolacje, które nie mają nic wspólnego z dawną stołówką. Do tego jacuzzi pod chmurką (od maja do października) i sauna dostępna przez cały rok – idealne na prywatne seanse wellness. W wolnych chwilach można wskoczyć na rower (za dodatkową opłatą), zajrzeć nad jezioro, albo po prostu przysiąść przy kominku z książką. A jeśli marzy Wam się wieczór jak z włoskiej uczty, w ogrodzie czeka piec do pizzy z opcją ogniska i długimi rozmowami.
Oto slow inclusive, czyli zamiast szwedzkiego stołu z parówkami – kresowa kuchnia i porcje, po których nawet największy głodomór woła o litość. Zamiast kelnera z ciepłym ręcznikiem macie zielarkę ludową, która zdradzi sekrety tutejszych ziół. Zamiast animacji w hotelowym lobby – gawędy przewodnika i nocny marsz z pochodniami do kamiennego kręgu. A zamiast jacuzzi w marmurach z kameralną grupką 50 obcych osób – ruska bania i balia pod gwiazdami, w wersji solo lub w wybranym towarzystwie (dodatkowo płatna). Na dzieci czeka cały arsenał atrakcji: od tyrolki i placów zabaw, po podchody i paszporty tropicieli. W międzyczasie rodzice mogą się wyrwać na rowery, kajaki albo wsiąść na rumaka w pobliskiej stajni. Kusi, prawda? Tu wypożyczycie też mnóstwo planszówek.
Namawiamy Was na wakacje za granicą. Ale tym razem – za granicą swojego województwa. Chodźcie z nami do Doliny Biebrzy. Tutaj all inclusive pachnie pieczonymi buraczkami, agrestem w słoiku i domowym ketchupem, który bije na głowę każdy hotelowy bufet. Zamiast plastikowych opasek macie spiżarnię pełną delicji, które można spakować do plecaka i zabrać do domu. W cenie – pełne, zdrowe i sycące jedzenie, które budzi respekt nawet u doświadczonych foodies. Za płotem Biebrzański Park Narodowy, a rowery (w cenie) czekają, aż je ktoś wyprowadzi na spacer po okolicy.
Zapomnijcie o tych wszystkich sytuacjach ściskających zwieracze – pora przestawić się na tryb despacito. A to miejsce to gotowa recepta z postresowym planem rehabilitacyjnym. Wnętrza pachnące ziołami, świeżo wypiekany chleb i widoki, które potrafią wygnać z czoła smętne myśli. Gospodarze bardzo dbają o jakość swoich produktów i niezależność żywieniową, dlatego pełne wyżywienie w cenie jest tutaj jak kuracja detoksykująca po przetworzonej żywności. Chętni mogą zamówić warsztaty zielarskie, chlebowe lub artystyczne. Bądźcie chętni – warto.
Rozgrzewajcie brzuchy i ślinianki, bo Gospodarze mają hopla na punkcie karmienia Gości smacznie, zdrowo i do syta. I jeśli jeszcze nie próbowaliście chwastingu, to być może stanie się on Waszym ulubionym punktem slow inclusive. Zamiast biegania po galerii handlowej, można tu biegać po łąkach w poszukiwaniu jadalnych skarbów. A finał? Degustacja, po której człowiek patrzy na trawnik z zupełnie nowym szacunkiem. Do Bugu rzut beretem, przyroda zagląda w okna, a warto też dopłacić za dostęp do balii oraz ruskiej bani, bo tutaj to prawdziwy rytuał (Gospodarz jest magikiem od saunowej relaksacji w tradycyjnym ujęciu).
Tu się nie organizuje animacji czasu wolnego, bo największą atrakcją jest właśnie święty spokój – najlepiej w hamaku, pod okazałym dębem. Jeśli jednak złapie Was sportowa żyłka, to możecie wskoczyć w siodło (entuzjastki_ści koni będą w siódmym niebie), wziąć rower albo po prostu dać się wieźć bryczką przez dzikie łąki Pojezierza Drawskiego. Aaaa, no i 100 m od domu jest prywatne jezioro z pomostami, kajakami i sauną. Sprzęt sportowy, jazda konna i sauna są dodatkowo płatne, ale Goście jednoznacznie piszą w opiniach, że warto.