Rekomendowane przez Załogę Slowhopa

Topka naszych ulubionych miejsc w 2025

W naszej firmie krąży takie powiedzonko: „slow” jest dla Gości, no a dla nas pozostaje „hop”. Ale umówmy się – Slowhopy też ludzie. Czasem musimy po prostu odetchnąć, przesiąknąć ciszą, poleżeć na trawie i zachwycić się na żywo miejscami, które już dawno temu wpadły nam w oczko.

A że warto dzielić się dobrymi rzeczami – proszę bardzo. Przed Wami 10 miejsc, które w tym roku skradły naszej ekipie serduszka. Posłuchajcie, co powiedziały o nich slowhopowe reprezentantki.

Zosia – artystyczna ekoturystyka z fenomenalną kuchnią

Chcę podróżować jak Zosia!

Chociaż przez 2 lata dzieliło nas tylko kilka krętych zakrętów, z Krysią, Gospodynią Artystyki, poznałyśmy się dopiero na festiwalu kobiecego outdooru. Po mojej wyprowadzce z Gór Bystrzyckich kilka zakrętów zmieniło się w 140 km do przejechania i wiecie co? I tak jestem tu co najmniej raz w miesiącu. Dziwnym trafem jakoś zawsze w godzinach obiadowych… Wiosną w Artystyce zbiera się zioła z łąk i zjada nowalijki z ogródka Kaja. Latem ogląda Perseidy na ławeczce przed domem. Jesienią wypatruje się rykowiska i jeleni podchodzących pod okna. A zima? Zima jest od ciszy absolutnej, grzania stóp przy kominku i wędrówek po pustych górach. Spędzam tu weekendy, świętuję rocznice i zapraszam swoich rodziców. Tak właśnie wygląda syndrom Artystyki – na jednej wizycie nigdy się nie skończy.

Ola i Marcin – ekologiczna agroturystyka w warmińskim lesie

To coś dla mnie – rezerwuję!

Przed nami było tu już kilka osób z zespołu i gospodarzy Slowhopa. Wszyscy zachwyceni, a na dodatek Marcin był z Elą w roli prelegenta na jednej konferencji. Po powrocie rzucił: musimy tam pojechać. Ela kropnęła się z kalendarzem i dzięki temu znaleźliśmy termin. :) Jest to miejsce wybitne. Położone na całkowitym odludziu, z własnym stawem kąpielowym, śniadaniami i obiadokolacjami pięciogwiazdkowymi. Serio, codziennie prezentacja produktów, że ten ser jest od Magdy, a ta wędlina od Jana i tak ciągle. David wstawał codziennie o 4 rano, żeby upiec dla nas pieczywo. A ponieważ jest Francuzem z wyspy La Reunion, to – jedliśmy same wyrafinowane desery. Takie, że nie drożdże, mąka i coś tam wyjdzie, tylko kremy o odpowiedniej temperaturze, bezy trzymane w piecu co do sekundy i zanim zjedliśmy, to była sesja zdjęciowa. Dla nas jedno z najlepszych doświadczeń na Slowhopie. Nasz pies czuł się znakomicie, my czuliśmy się swobodnie, spaliśmy w domku z własnym tarasem od strony lasu – no po prostu bajka.

Ewelina K. – domy w środku mazowieckiego lasu

Ewelina mnie przekonała – rezerwuję!

Tak, pracuję na Slowhopie i nie jestem typiarą podróżniczką. Lubię jak jest blisko Warszawy, można dojechać komunikacją miejską, a Frisco dowozi zapasy. Dlatego moim sprawdzonym i ulubionym miejscem na mapie Slowhopa są Pieńki Wiewiórki. Przyjeżdżam, ładuję się do hamaka, nadrabiam lektury, idę połazić po lesie, nikt ode mnie nic nie chce, czasami tylko ja chcę coś od Kota (tajemniczego opiekuna tego miejsca), bo nie umiem odpalić balii. W Pieńkach po prostu regeneruję baterie, słucham sobie śpiewu ptaków, wypatruję łosi ze specjalnej drabinki postawionej przez Gospodarza i popijam cold brew. No taką typiarą jestem. PS To jest wymarzona miejscówka dla psiecka. Cały teren jest ogrodzony i każdy pieseł może sobie biegać, niuchać, kolekcjonować patyki i gonić Kota.

Kasia S. – designerski dom w Białowieży

Klikam, zanim zrobią to inni

To miejsce dla tych, którzy lubią, jak jest ładnie. Ale tak naprawdę ładnie – bez kiczu, bez udawania, za to z dbałością o każdy szczegół. Czuliśmy się jak u siebie, tylko z lepszym designem, no i bez obowiązków. Jeśli pojedziecie do Puszczy pierwszy raz (tak jak my), koniecznie zapytajcie o oprowadzanie po rezerwacie ścisłym panią Grażynę Chyrę. To nie jest zwykły spacer – to doświadczenie. Po leśnej przebieżce można zjeść coś dobrego – w Białowieży jest mnóstwo knajpek, tych z pierogami z jagodami, babką ziemniaczaną i kartaczami. A potem – skakanie na siano <3. Trochę przypadkiem, trochę z sentymentu, ale jednak: pierwszy raz od lat i nadal daje frajdę. Gospodarze są przecudowni, pomocni we wszystkim, nie narzucają się, ale chętnie pozostają do dyspozycji. Lepiej zaklepujcie termin na przyszły rok, bo my tam wracamy!

Natalia – agroturystyka górująca nad Doliną Bobru

Jadę tam, gdzie Nati!

Panią Magdę polubiłam od pierwszej rozmowy przez telefon, a miałam okazję rozmawiać długo, po pisałam profil jej agroturystyki. Zachwyciła mnie opowieść o najpiękniejszym widoku w Europie Środkowo-Wschodniej i wielkim ogrodzie otaczającym dom. Ta opowieść to jednak nic w porównaniu z tym, jak sprawy się mają na żywo. Codziennie rano patrzyłam przez okno pokoju Azjatyckiego i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Potem joga na tarasie, śniadanie w ogrodzie, byczenie się z książką i spacery po historycznej wsi na górze Tarczynce. Gospodarze wielu slowhopów piszą, że w ich miejscu czas płynie wolniej, ale tutaj czas po prostu nie płynie. On się zatrzymuje w miejscu. Nie pamiętam, żebym gdziekolwiek tak dogłębnie odpoczęła, jak podczas tygodni w agroturystyce pani Magdy. Byłam już 2 razy i mam zamiar pojechać jeszcze 102. A w zeszłym roku trafił mi się eksperymentalny pobyt z wybitnymi śniadaniami przygotowanymi przez przyjaciół domu, dzięki czemu osiągnęłam pełnię szczęścia.

Paulina – dom gościnny dla dorosłych z wegetariańską kuchnią

Szamka dla królewskich podniebień – rezerwuję!

Zanim tu przyjedziecie, lepiej zróbcie w brzuszku duuużo miejsca. To prawdopodobnie najlepsza wege kuchnia na Dolnym Śląsku – i to z mojej strony bardzo poważne oświadczenie! Jak Filip gotuje, to miękną kolana i nie ma opcji, żeby potrawy zdążyły wystygnąć. Z kolei Marta zachwyca estetycznym zmysłem i ręką do majsterkowania i upiększania historycznego siedliska. Można tu błogo leniuchować w klimacie toskańskich wakacji, a jeśli Was nosi – skoczyć na kajaki, kąpiele w Bobrze lub zaklepać warsztaty ceramiczne z Obwoźnym Punktem Ceramicznym. Po 4 dniach u nich czułam się jak po miesiącu w luksusowym sanatorium. Ba: zaczęłam się zastanawiać, czy da się jakoś zostać tu na stałe i robić za pomoc kuchenną u Filipa?

Ola i Marcin – agroturystyka z wybitnym cydrem

I ja tu chcę – klikam!

Ewa z Marcinem zaczynali w slow turystyce, kiedy Slowhopa nie było na świecie i nawet nikt o takim projekcie nawet wtedy nie myślał. Po prostu ikona i tyle. Chcieliśmy w końcu to zobaczyć, a że Kwaśne jest od 2024 na Slowhopie, to pojechaliśmy jak do przyjaciół. W końcu to nasi. I powiemy tak: koncepcja Niwy jako restauracji slow w środku sadu, pyszne śniadania i obiadokolacje w agro, kąpiel w minerałach w Camp Spa, pływanie w tajnym jeziorze i wiele super interesujących rozmów z Ewą i Marcinem – to było coś! Patrzyliśmy z podziwem na to, że jest to prawdziwa farma w środku Warmii i na to, jak oni to wszystko sobie organizują. Podziw, szacunek, piąteczka! Ikona to ikona. :)

Olga – butikowy hotel w Krakowie z designerskim sznytem

Jak design, to klikam i jadę tam, gdzie Olga!

Warszauer to butikowy hotel w sercu krakowskiego Kazimierza. To niewielki budynek, z wielkim wnętrzem pełnym sztuki. Znajdziecie tutaj lokalne dzieła sztuki, ręcznie robioną ceramikę i starannie wyselekcjonowane perełki światowego designu. Mieliśmy okazję spędzić tam wakacyjne dwie noce. Mimo że deszczowy lipiec nie sprzyjał długim, miejskim spacerom, dzięki położeniu hotelu mieliśmy spore miejsce do popisu. Najbliższa okolica to skarbnica dla gastro fanów. Polecamy niezniszczalne Nolio, nowoczesną kuchnię w Bufecie Bistro oraz klasykę francuskich śniadań Charlotte Menora. Ale na śniadania polecamy nie uciekać, bo te w Warszauerze są dokonale. Krótkie menu, lokalne smaki – palce lizać. Jeśli na Waszej liście jest city break z naciskiem na estetykę to obierzcie kierunek Kraków: Warszauer – polecamy!

Kasia S. – dom na Mazurach z widokiem na jezioro

Nie zwlekam i rezerwuję

Tegoroczne wakacje spędziłam w krainie leniwych śniadań, gdzie naleśniki jedzą się z widokiem na jezioro, a czas płynie wolniej niż ja na SUP-ie. Tutaj można zapomnieć, który mamy dzień tygodnia, ale pamięta się, gdzie leży krzyżówka i kawa. Czas spędzaliśmy głównie na pływającym pomoście, grzebiąc nogą w wodzie. A gdy padało? Graliśmy w Monopoly, które jak wiadomo w standardowych warunkach potrafi zniszczyć rodzinę. Na szczęście nie tutaj. Tu nawet kłótnia o hotel na Belwederskiej brzmiała jakoś łagodniej. Wieczory były od ogniska i gapienia się w niebo ujawniające kolejne gwiazdozbiory. I od myśli, że człowiek naprawdę nie potrzebuje wiele: trochę ciepła, trochę wody, trochę kart i ludzi, z którymi można skakać i robić fikołki. To były wakacje z gatunku „A pamiętasz, jak...?”, do których we wspomnieniach będziemy wracać jeszcze nie raz.

Barwia – domek w Górach Izerskich na reset w naturze

Rezerwuję, bo kocham piękno

Możecie mi wmawiać, że w tym przypadku jestem stronnicza, bo Gospodyni tego miejsca od roku należy do slowhopowej kadry, ale tutaj historia była taka: najpierw polubiłam się z Daczą, a dopiero potem miałam okazję polubić się z Pauliną. W obu przypadkach: od razu kliknęło! A było tak: do Daczy przyjechaliśmy na romantico wyjazd z ambitnym spisem planów krajoznawczych. Skończyło się na tym, że cały pobyt spędziliśmy a to w środku, bycząc się na 1001 sposobów, a to jadając obiadki na tarasie, a to szalejąc na łące przed domem. I raczej niewiele zmieni się przy kolejnych wizytach, bo tutaj: 1. Esteci_tki mają podprogową terapię mnóstwem pięknych elementów, codziennie zachwycając się czymś nowym. 2. Osoby spragnione analogowego życia odpłyną przy książkach, kartach do leśnych kąpieli i grach planszowych. 3. Aktywni pograją w badmintona, będą hasać po okolicznych ścieżkach, śledząc poczynania mikrokosmosu, albo nauczą się rozróżniać gwiazdozbiory przez teleskop. Tu prenumerujecie błogostan i proste przyjemności.

Zobacz więcej pomysłów na slow wakacje